Wracam do mojego cyklu o książkach Andrzeja Kuśniewicza. W drugiej powieści z 1963 roku – literacko bardziej wyrafinowanej niż debiut – pisarz po raz pierwszy wprowadza wątek tematyczny, z którego później będzie szczególnie znany. Chodzi oczywiście o mit Galicji. W „Eroice”, której akcja rozgrywa się we Francji tuż po zakończeniu II wojny światowej, monarchia Habsburgów ukazana jest już jako przestrzeń wyparcia zepchnięta w otchłań nieświadomości głównego bohatera. A jest nim austriacki SS-man – Ottokar, który w monologu przeplecionym ze strumieniem świadomości stopniowo otwiera się przed czytelnikiem.

W pewnym sensie jest „Eroica” kolejną powieściową próbą zgłębienia fenomenu niemieckiego nacjonalizmu. Choć w książce ani razu nie pada nazwisko Hitlera, sporo tu ciekawych wniosków, które zarysowują tło historyczne rodzącego się faszyzmu. Ottokar przesiadujący w ciasnej celi z trzema innymi skazanymi za hitleryzm więźniami, nie jest typem ślepo wpatrzonego w wodza służbisty. To człowiek par excellance nietzscheański, który wytrwałą pracą chce uczynić z siebie jednostkę silną, immoralną i wolną od kompleksu przeszłości. Kluczem do zrozumienia tej postaci jest jednak paradoksalnie właśnie to, co minione. Jego osobowość wyrosła na resentymencie zrodzonym wskutek upadku monarchii autro-węgierskiej. Pociąg do siły, wola mocy, duma – to czkawka, która pozostała Austriakom w spadku po imperialnej przeszłości. Posiane na tym gruncie ziarno faszyzmu wzrosło niespodziewanie szybko.

„Eroica” to powieść dość teatralna, oparta głównie na monologach, precyzyjna, ale i bardziej poetycka językowo niż wcześniejsza „Korupcja”. Kuśniewicz daje się tu poznać jako świetny stylista wyznaczający sobie drogi dalszego rozwoju.

Choć powieść nie należy wcale do najdłuższych, wymaga od czytelnika maksymalnego skupienia i zaangażowania. Główny bohater to osobowość dynamiczna, napisana gdzieś na przecięciu jawy i snu. W jego monologi wkradają się niechciane wspomnienia i asocjacje, które komplikują to, w jaki sposób chce on projektować swój wizerunek. Z jednej strony Ottokar w wielu miejscach wygłasza uwagi mające uzasadniać całkowitą niezależność jego „absolutnego ja”:

Mocne postanowienie: wszystko, co było – niechże sobie drzemie w gablotach muzeów. Ale z siebie, ze swej pamięci, z serca – precz! Muszę stać się mocny – myślałem. Twardy jak skała – przeciwko memu wczoraj. Pokój dziecinny formuje nasze poglądy, nasz charakter – pisał Adler. Nigdy z niego nie wychodzimy. Otóż nie! – ja wyjdę i zatrzasnę za sobą z hałasem drzwi, aż wylecą z zawiasów! Żadnych sentymentów! Żadnych obciążeń! (s. 133)

Jest w tym myśleniu sporo młodzieńczej naiwności, jakiegoś hurraoptymizmu, wiary we własne możliwości. Ottokar za wszelką cenę chce pożegnać przeszłość – prawdopodobnie kojarzy mu się ona ze słabością upadłych Austro-Węgier. Z drugiej jednak strony, jest on zarazem człowiekiem, który wszystkie swoje przyzwyczajenia, poglądy, charakter wyprowadza bezpośrednio ze spadku po niechcianej przeszłości. Lubi wyobrażać sobie bohaterstwo dziadka, cesarskiego wojaka. Chcąc nie chcąc, tożsamość bohatera jest całkowicie zależna od tych nieuświadamianych fantazmatów.

Co ciekawe, Ottokar jest bardzo daleki od stereotypowo ukazanego faszysty. To nieco odklejony od rzeczywistości modernistyczny esteta, który podchodzi do własnego życia jak do dającego się w pełni ukształtować dzieła sztuki. Nawet jego antysemityzm podszyty jest wyłącznie pretensją do Żydów, którzy nie podzielają nostalgii za utraconą CK monarchią. Duma i swego rodzaju snobizm nie pozwalają mu na klaskanie w tłumie wyznawców Hitlera – to dla niego zbyt masowe, niskie. Jego pobudki ideologiczne są w większym stopniu wyrazem namiętnie karmionego narcyzmu.

W „Eroice” pisarz znów eksploruje przestrzeń męskich relacji. Razem z Ottokarem w celi zamknięci są trzej inni panowie: stary hrabia, francuski alfons Zibou i Niemiec K., który najprawdopodobniej jest wsadzonym do celi szpiclem mającym wybadać pozostałych. Ich historie są powoli prezentowane. Sporo tu tarć charakterologicznych, gombrowiczowskich gier w formę, oskarżeń, pretensji, sporów. Każdy z mężczyzn pozostaje zagadką, która wraz z rozwojem powieści  coraz bardziej się odkrywa. Kompozycyjnie jest to wszystko bardzo ładnie podopinane – powieść rozwija się jak pączkująca roślina, która na koniec dojrzewa i kwitnie.

Wydaje mi się, że „Eroicę” można dziś czytać głównie jako głos o niedającej się odgonić przeszłości, która wygnana, zawsze wraca kuchennymi drzwiami, by budzić demony.

7/10

Andrzej Kuśniewicz, „Eroica”, Wydawnictwo Literackie 1976