Nie planowałem układania rankingu końcoworocznego. Nie przeczytałem wystarczająco dużo, by pretendować do tworzenia miarodajnych omówień. Mogę co najwyżej opowiedzieć o swoich tegorocznych (choć niekoniecznie odnoszących się do wydanych w 2018 roku książek) czytelniczych rozczarowaniach i uniesieniach, próbując tym samym uporządkować jakoś zebrane w ostatnich dwunastu miesiącach wrażenia po lekturach.
Najpierw moje największe tegoroczne rozczarowania:
- Marcin Wicha – „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” – bo nudnawo, snobistycznie, miejscami wręcz kiczowato (co celnie punktowała Karolina Felberg-Sendecka w tekście na „Kulturze Liberalnej”)
- Zygmunt Miłoszewski – „Jak zawsze” – bo głupkowato, arogancko (autor w roli narratorki-staruszki, amatorki seksualnych rozkoszy) i doraźnie politycznie, a raczej partyjnie
- Aleksandra Boćkowska – „Księżyc z Peweksu” – bo bałaganiarsko, bez pomysłu na książkę, bardziej z naciskiem na pojedyncze, dziennikarskie teksty
- Zyta Rudzka – „Krótka wymiana ognia” – bo manierycznie językowo (ile razy już grano tę melodię w polskiej prozie!) i z upodobaniem do przesady w epatowaniu czytelnika ładunkiem zebranych traum
- Katarzyna Kubisiowska – „Pilch w sensie ścisłym” – bo naiwnie, nieprofesjonalnie, zbyt osobiście i bez dystansu do opisywanego bohatera
- Karolina Sulej – „Wszyscy jesteśmy dziwni” – bo chaotycznie, bez pomysłu na to, co właściwie chciało się opowiedzieć, z łatwym i modnym ideologicznym kursem „na wykluczonych”
Teraz – dla równowagi – to, co najlepsze:
- Paul Beatty – „Sprzedawczyk” – za znajomą nam z Gombrowicza maskaradę, świeżość politycznej niepoprawności, nieprawdopodobne (choć arcyabsurdalne) poczucie humoru
- Gabriel Tallent – „Moja najdroższa” – za komplikowanie prostej, konwencjonalnej opowieści emancypacyjnej intelektualnymi, filozoficznymi wtrętami, które całkowicie zmieniają wektor tej lektury
- David Vann – „Legenda o samobójstwie” – za niesamowity klimat zimnej Alaski znakomicie korespondujący z opowieścią o utracie
- Ota Pavel – „Puchar od Pana Boga” – za lekkość, humanizm, zrozumienie dla wielkości i słabości człowieka, które kto wie, czy nie najlepiej wyrażają się poprzez sport
- Yanick Lahens – „Błogie odwroty” – za udowodnienie, że można tworzyć literaturę społecznie zaangażowaną interesującą formalnie
- Ilona Wiśniewska – „Lud” – za zrozumienie dla miejsca, intymność, za reportaż, który przekracza ramy dziennikarstwa „na wyjeździe”
- Mariola Kruszewska – „Czereśnie będą dziczeć” – za mistrzostwo formalne, naturalność, umiejętność wykorzystania skrótu oraz mistrzowskie operowanie metaforą
Na liście zachwytów brakuje jeszcze najważniejszych dla mnie punktów, dla których przewidziałem osobne miejsce.
A zatem moja KSIĄŻKA ROKU 2018 to:
- „Please kill me. Punkowa historia punka” autorstwa Legsa McNeila i Gillian McCain opublikowana przez wydawnictwo Czarne. Żadna inna przeczytana przeze mnie w mijającym roku książka nie zbliżyła się tak do zwykłej prawdy życia, jak zebrane tutaj wypowiedzi artystów, dziennikarzy, fanów, którzy tłumaczą niewątpliwy fenomen rodzącej się w nowojorskich klubach sceny punk. Bywa ordynarnie, szokująco, obrzydliwie – ale zachwycająco szczerze. To – jak pisałem w swojej recenzji – prawdziwa biblia nie tylko punka, ale też artystycznego środowiska nowojorskiego z przełomu lat 60./70., „blank generation”, które przyszło po hipisach i poza buntowniczym gestem nie potrafiło znaleźć ujścia dla swojej niesamowitej energii.
Moje największe tegoroczne ODKRYCIE to:
- George Saunders – autor literatury całkowicie innej niż ta, do której przyzwyczaja nas rynek (zwłaszcza z dobrze u nas obecną, bogato tłumaczoną literaturą anglosaską). Teksty Saundersa to – by błysnąć biblijną frazą dla dodania splendoru – perły rzucone przed czytelnicze wieprze. Widzę w amerykańskim pisarzu mistrza tworzącego swobodnie w różnych rejestrach języka, który doskonale wie, że prawdziwie wielkie dzieła zaczynają się od formy. Jego „Lincoln w bardo” to książka wzruszająca, zabawna, pełna skatologicznego humoru i emocjonalnych wybebeszeń, ale też niosąca demokratyczny przekaz zawarty w samej idei polifoniczności.
I jeszcze na koniec myśl, z którą noszę się od dawna, a której nie miałem okazji wcześniej nigdzie wypowiedzieć. Najlepszy tekst na blogu książkowym, jaki przeczytałem w 2018 roku to niezwykle ciekawa i inspirująca recenzja „Historii przemocy” Louisa Edouarda na blogu Slow Reading. Proszę sprawdzić:
https://slowreading.pl/historia-przemocy-edouard-louis/
Powiem tylko, że o taką książkową blogosferę warto się upominać – merytoryczną, nieuciekającą w emocjonalne zasłony przysłaniające warsztatowe niedobory, nieprzymilającą się do wydawców, autorów i kogo-tam-jeszcze, pisarsko sprawną i – przede wszystkim – proponującą autorską lekturę. Dzięki.
Dosyć często się zgadzam ( „Please Kill me”, „Legenda o samobójstwie”, „Jak zawsze”), czasami rozumiem, że konwencja nie pasuje -Wicha, Rudzka – ale mi akurat pasuje. Patrząc na Twoje pozycje to może Ci podpasiwać: „Missoula” Johna Krakauera, „Historia przemocy” Eduarda Luisa. Zestaw bardzo ciekawy i niesztampowy. Sięgnę po „Lud” w 2019 bo w tym już nie dam rady!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki za sugestie lekturowe! Krakauera noszę już na czytniku od dłuższego czasu, a „Historię przemocy” czytałem i całkiem wysoko oceniłem. Pozdrawiam!
PolubieniePolubienie